Nie jesteś zalogowany na forum.
No tak, bo ''konieczność'' palenia i picia to oznaka ,,mocnego'' charakteru - powodzenia z takim nastawieniem, nie-nudny człowieku. Dziś piątek, nie zapomnij się napić, bo będziesz nudny i co wtedy?
PS. Jak ''wszyscy normalni ludzie'' wymyślą modę na konsumpcję ekskrementów, nie zapomnij się dostosować. Idź za stadem, nie wyróżniaj się.
PS2. Jeśli zażywanie trucizn jest ,,korzystaniem z życia'', to ja podziękuję i nie będę jednak korzystał.
PS3. Co z wszystkimi sportowcami, aktorami, kierowcami rajdowymi, którzy nie piją i nie palą? (Nie mówię, że wszyscy nie piją i nie palą - mówię o tych konkretnych)
Żyją swoją pasją, przeżywają życie tak jak chcą... ale się marnują, bo nie chlają piwska przy grillu. Nie wiedzą, co to życie i jego sens, bo nie katują swojego organizmu trucizną.
Świetnie. Poza tym, tamto wyżej to pewnie prowokacja, ale taki jest mój punkt widzenia.
Witaj.
Powodzenia. To jedna z najrozsądniejszych decyzji, jaką można podjąć w życiu. Czerp z życia to, co najlepsze, naturalne i zdrowe, a nie jakiś durny szum w głowie czy zachowania, których się wstydzisz.
Konrado czy ty sobie postawiłeś za cel sianie zamieszania na forum? Zadajesz takie pytania, jakbyś chciał wyłudzić od nas odpowiedź ,,masz rację, alkohol jest w porządku''.
Piszę to bez złośliwości.
Upijanie się w ciąży? Patologia. Tacy ludzie to dno umysłowe i margines społeczny. Nie wytrzymają już bez tego zasranego alkoholu i narażają niewinne, niczego nieświadome dziecko. Patologia gorsza niż poranni wizytatorzy monopolowego.
Narzucanie gościom formy wesela bezalkoholowego jest wyrazem braku kultury osoby, która takie wesele organizuje. Jeśli w danym kraju coś jest przyjęte za normę, należy uczynić wesele imprezą, która spełnia takie normy. Równie dobrze można nie podawać mięsa czy zabronić gościom palić nawet w miejscu do tego przeznaczonym – ponieważ Młodzi mają takie upodobania. Niestety – nie tędy droga.
Dobrze, że przejawem kultury jest robienie sobie trucizny za cel, patrzenie na nieużywających tej trucizny z góry i traktowanie ich jako atrakcji wieczoru, stawiając sobie za główne zadanie zmuszenie takiej osoby do przyjęcia doustnie wyżej wspomnianej trucizny, w celu nieznanym nikomu, bo nie ma żadnego logicznego uzasadnienia dla zażywania tej substancji.
Młodzi mają takie upodobania - więc takie robią wesele. Nie odpowiada? Nie przychodź.
Ja u siebie w domu mam swoje zasady, w moim aucie to samo - nie pasuje? Nie wsiadaj, nie odwiedzaj mnie.
Nie można kogoś napiętnować dlatego, że wylosował pechowy los. Chyba, że piętnujecie picie alkoholu jako takie.
Pech się może przydarzyć każdemu. Co kto z tym zrobi, to już jego wola.
Jeden się podnosi po porażce (lub nie), drugi idzie w wódę i marnuje sobie życie.
Dla mnie to jest świadomy wybór - samo zaczęcie picia. To już jest podjęcie ryzyka uzależnienia. Nikt im na siłę nie leje (no... mocno kłótliwa kwestia w naszym kraju )
Odniosę się do punktu drugiego.
Takie myślenie (że życie jest nic nie warte bez używek), to czyste niewolnictwo. Zniewolenie umysłu jak stąd do Chicago.
Jeśli ktoś potrzebuje ulepszaczy, to znaczy, że mu czegoś brakuje. ''Pełny'' i szczęśliwy człowiek nie podpiera się truciznami, robiącymi mu kisiel z mózgu.
Każdy człowiek (patrz punkt pierwszy) sam odpowiada za swoje życie i nikt inny nie powinien się wtrącać. Jeżeli ktoś wpadł w uzależnienie – sam sobie jest winien i powinien albo najpierw się zastanowić, co robi, albo własną siłą woli naprawić, to co zepsuł. Każdy, kto wpada w nałóg, robi to na własną odpowiedzialność, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Dokładnie. Nie odnoszę się tutaj do leczenia, ale do samego wpadnięcia w nałóg. Często ktoś zapijaczonego, porannego wizytatora sklepu monopolowego określa jako człowieka, który się w życiu pogubił lub mu nie wyszło.
Owszem, zdarza się - ale czy to powód, żeby popadać w ruinę mentalną, psychiczną, zdrowotną? Z tej drogi często już nie ma powrotu. Jeśli komuś nie wyszło, nie ma środków na życie... Niech robi cokolwiek. Praca wbrew pozorom jest - niech kopie doły za 7zł/h. Da się w ten sposób przeżyć. A ucieczka w alkohol? Ludzie dorośli na pewno wiedzą, w co się pakują (na poziomie podświadomości - bo widzieli kiedyś śpiących jegomości pod sklepem czy w krzakach).
Wszystko rozbija się o pieniądze i ogłupianie społeczeństwa.
Ludzie widząc piwne nazwy na szyldach, namiotach w trakcie jakiejś plenerowej imprezy, pędzą tam na złamanie karku. Otumaniają się alkoholem, pieniądze napływają, ludzie zadowoleni, bo wg nich to jest właśnie ''radość życia''. I interes się kręci jak wiatrak w trakcie wichury.
Witam i powodzenia życzę.
zapalonym rowerzystą jestem, biegalem, jeżdżę na rolkach a zimą na nartach
I to są najlepsze ''narkotyki'', do których żaden śmierdzący alkohol się nie umywa. One dają prawdziwe, ludzkie i naturalne szczęście, nie sztuczne-chemiczne, zakończone takimi konsekwencjami.
Jakieś różne wygibasy i kombinacje w sprawie trucizny. Skoro to takie wspaniałe i niezbędne do życia, to niech piją ile chcą... He he.
(lub tylko moczyć usta – spróbować kilka razy alkoholu)
Żałosne.
Istnieje jeden prosty i bardzo niezawodny sposób na udane przyjęcie.
TEN FACET TO GENIUSZ!!! -przyp. Suchego
Geniusz... we własnej osobie, kłania się.
Forum dziwne - w jakim sensie? Na pewno specyficzne. Swoboda wyrażania swoich myśli - nigdzie oprócz abstynenci.pl i tamtego forum nie miałem okazji ani możliwości rozpisać się w ten sposób, a już na pewno na żywo - z osób mi znanych nikt by tego nawet w połowie nie zrozumiał. Pisząc to czułem się, jakbym wylewał z siebie wszystko, co gromadziło mi się przez długie lata, dni i miesiące obserwacji alkoholowych zachowań.
Tam pisałem, że kiedyś popłynąłem. Oczywiście było to przed oficjalnym podjęciem abstynencji, przed rejestracją na forum. Byłem niepijący przez jakiś czas bez określenia się (mniej więcej od tego wiosennego deszczowego dnia do października, w październiku napiłem się alkoholu i doszedłem do wniosku, że to był ostatni raz, bo NIC mi to już nie dało).
Wylałem na tym forum chyba wszystkie swoje przemyślenia na temat alkoholu i jego otoczki. A jednocześnie mam wrażenie, że i tak coś kiedyś dopiszę, czymś mnie pijące towarzystwo zaskoczy.
,, Mimo, że zwyczaje picia w Polsce się zmieniają i tradycyjną wódkę zastępuje szlachetniejszy alkohol , to ciągle jednak grzeszy w narodzie namawianie do picia.''
Alkohol jest taki sam w każdym napoju alkoholowym.
I działa tak samo - toksycznie, psychoaktywnie, niezależnie od tego, czy pije się najgorszego sortu gorzałę za 18 zł / 0,5 l czy drogi alkohol zza granicy.
No ale rozumiem, że autorowi tekstu chodziło o napój alkoholowy, a nie sam alkohol jako składnik.
Ostatnie zdanie mówi wszystko. Nikt się przed nikim nie musi tłumaczyć - ja nie oczekuję, że ktoś mi się będzie tłumaczył, dlaczego pije ogłupiającą truciznę - i tak samo ja nie zamierzam się tłumaczyć, dlaczego żyję naturalnie, bez wlewania w siebie takich rzeczy.
Świetny tekst. Idealnie obrazuje polską rzeczywistość, w której faktycznie wartość człowieka ocenia się po jego piciu (ilości, częstotliwości). Abstynenci dla niektórych osób nie istnieją.
Święta racja. Ze znanych mi usprawiedliwień niektórych osób
-piję tylko wieczorami, a przecież normalnie pracuję, nie leżę w rowie ani pod sklepem od rana
-piję tylko w weekendy
-zarabiam to sobie mogę pozwolić, nie ciągnę zasiłku
-a wujek Stasiek już ma 82 lata, pije do tej pory i nic mu nie jest
Jeszcze by się znalazło, ale w tej chwili nie przychodzi mi to do głowy.
Potrzeba tłumaczenia się, usprawiedliwienia. Nawet, gdy nikt nie pyta...
Aleksandra, jakie masz na myśli inne przyczyny picia kobiet? Ciekawi mnie to, znam sporo młodych dziewczyn (19-23), które piją wódę aż dzwoni.
Nie chodzi o nas. Bo jeśli staliśmy się niepijący, to już jest wyraźny znak, że umiemy (i chcemy) iść pod prąd, mamy własne zdanie odnośnie pewnych spraw i nie jest łatwo nami manipulować.
Bardziej mi chodzi o tych słabych (charakterem) ludzi, którzy nie umieją się określić. Znam takich. W szczególności ludzi, którzy chcą się usilnie komuś przypodobać. Siedzi taki 18 letni, smutny gość przed telewizorem, nie ma do kogo wyjść i brak mu pomysłu na życie, zobaczy reklamę, w której delektują się piwem - coś mu zaskoczy w głowie, złapie czteropak i pójdzie do kumpla. Ma odmianę od swojego nudnego życia (na które nie miał żadnego sportowego, biznesowego czy naukowego pomysłu), pokręci mu się w głowie. Spodoba mu się - i mamy pijącego.
Trochę może koloryzuję, bo nie wiem, czy reklama wpłynęła na kogoś... ale idąca zewsząd propaganda, że ''pić trzeba'' na pewno tak. Reklama jest jednym z jej elementów.
Opisałeś to tak obrazowo, że poczułem się, jakbym tam był - sam, mały dzieciak, wśród pijanego towarzystwa.
Trafne porównanie ze szpitalem - ja jak wchodzę do szpitala, to mnie wykręca. Szczególnie jeśli chodzi o te ''zaściankowe'' w mniejszych miastach.
Rytuał picia, krzywienie się i szybkie zapijanie - nigdy do mnie nie docierało, po cholerę to robią. Skoro to jest niedobre, po co w ogóle pić? A skoro jednak takie wspaniałe, to po co zapijać i pić małymi kieliszkami? Od razu z butelki jak wodę, przecież to takie dobre i cudowne. A może jednak nie? he he...
Sam abstynentem pierwotnym nie jestem, piłem przez jakiś czas - właściwie nie pamiętam, po co i dlaczego zacząłem, ale od początku mi coś nie grało. Z każdym kolejnym napiciem się alkoholu czułem, że to nie jest normalne, że tak nie wygląda życie. Raz na wiosnę wziąłem rower, kupiłem słodki napój w sklepie (mirinda) i pojechałem do kolegi. Wszyscy pili piwo - tylko nie ja. Było po niewielkim wiosennym deszczu, słońce zbliżało się ku zachodowi. Napiłem się swojego napoju, poczułem słodki smak, poczułem przyjemne zmęczenie jazdą na rowerze, zapach świeżego powietrza po deszczu. Przypomniało mi się dzieciństwo, niewinne i nieskalane niczym... i poczułem, że ścieżka picia nie jest dla mnie. Poczułem, że w tym kierunku na pewno nie pójdę, bo to nic pozytywnego nie daje, a zabija we mnie takie szczęśliwe odczucia. Po kilku miesiącach przestałem być pijącym, a za jakiś czas trafiłem tutaj.
Całowanie butelki - z tym się jeszcze nie spotkałem, chociaż niektórym znanym mi osobom niewiele brakuje do takiego stanu. Aż ciężko sobie to wyobrazić, jak ludzie są zniewoleni przez tą truciznę.
Przy dzieciach się nie powinno pić alkoholu. U mnie nigdy nie było żadnej patologii, awantur itp., nikt z rodziny nie jest alkoholikiem, chociaż abstynentami też nie są. Ale pijaństwa nadmiernego nigdy nie było. Mimo to jako dziecko uczulony byłem na wszelkie święta i inne tego typu 'okazje', bo wiedziałem, że będą pili wódkę. Nikt się nie zataczał, nie awanturował, mimo to bałem się tego dziwnego stanu, tego zjawiska. Tych dziwnie pozmienianych twarzy, głosów, nienaturalnych śmiechów, smrodu w trakcie oddechu. To nie było dla mnie normalne i... do tej pory nie jest.
Jeśli ktoś ucieka w świat używek, to chce coś ''zagłuszyć''. Cokolwiek - kompleksy, problemy, smutki i żale. Alkohol problemu nie rozwiązuje, a z każdą chwilą coraz bardziej wciąga i błędne koło się zatacza.
Powodów jest o wiele więcej, ale fajnie, że są ludzie, którzy to dostrzegają i nie boją się o tym mówić.
Podoba mi się ostatnie zdanie pierwszego punktu (,,Gdyby alkohol był taki zdrowy, jak wielu ludzi głosi, to by nie mógł wyszkodzić żadnych niepożądanych efektów!'')
Ludziom się wydaje, że picie to taka gra - włączy (upije się), pogra i wyłączy (wytrzeźwieje) i nic się nie stało, jest jak było.
,,Ludzie piją alkohol, bo wszystko jest dla ludzi''. Niedobrze mi się robi na ten tekst.
Pewnie, że alkohol jest dla ludzi. Tylko pytanie czy do picia? Nie uważam, żeby to był produkt spożywczy, skoro organizm się go od razu pozbywa i do niczego nie potrzebuje.
Siekiera też jest dla ludzi - do rąbania drewna. Czy jeśli ktoś zarżnie drugą osobę przy użyciu tego narzędzia, należy go usprawiedliwiać, że to jest dla ludzi? No właśnie. Alkohol jest dla ludzi, ale do innego wykorzystania, niż ci ludzie stosują.
Co do reklamy alkoholu, podejrzewam, że na pewno ma wpływ na ilość osób pijących. Nie brakuje w naszym kraju osób bez własnego zdania - takich, którzy łykają jak pelikany cokolwiek im się rzuci, cokolwiek leci w TV czy jest napisane w gazecie, cokolwiek ''robią inni więc i ja muszę, bo to musi być dobre''. Z pewnych kręgów mało kto szuka odpowiedzi na pytania, wyłamuje się ze schematu.
Ale brednie. Kolejne próby usprawiedliwienia picia. Przed czym to ten wspaniały alkohol nie chroni? On chyba zapobiega już wszystkim chorobom... Medycyna się rozwija, ciągle poszukują nowych metod na leczenie ludzi, a tymczasem klucz do sukcesu stoi na półce w monopolowym.
Mnie zawsze śmieszy i żenuje jednocześnie jak współbiesiadnicy kombinują kto kogo odwiezie, kto gdzie zostawi samochód, kto u kogo się prześpi lub przeczeka do rana - byle by tylko jak największa ilość osób mogła się napić chociaż trochę.
No naprawdę, jeden dzień/weekend bez alkoholu - trzeba wytężać wszelkie środki, aby do tego nie dopuścić... Przecież to jak wyrok śmierci! Krzesło elektryczne co najmniej. Bez gąbki.
Tak się składa, że ja też tańczyć nie umiem. I nie potrzebuję umieć.
A takie imprezy - nie ukrywajmy - dla większości są tylko pretekstem do ''legalnego'' upicia się. Szkoda czasu.
Fakt, to też racja. Ludzie się nie zmienią, pić nie przestaną - słuszna uwaga.
Ja np. na imprezy nie uczęszczam zbyt często, bo wolę inne formy spędzania wolnego czasu. Siedzenie przy stole z przerwami na taniec to nie jest coś, co mnie kręci.
Ale skutki pijaństwa narodowego odczuwam niemalże na co dzień. Ciągle ktoś gdzieś w tle zachwyca się ilością wypitego alkoholu itp. Ciągle opowieści, wyliczanki (a Marek to tylko do dwunastej pił, zrobiliśmy trzy 'zerosiódemki' i po dwa piwa... itp.).