Nie jesteś zalogowany na forum.
Nie twierdzę, że to łatwa decyzja.
Offline
Gusiak napisał/a:Aleksandra napisał/a:Wyrzucić z domu i pozwolić wrócić po zakończeniu, ewentualnie w trakcie terapii.
To też nie jest czasami takie łatwe. Człowieka , którego kiedyś się kochało ( lub nadal kocha), spędziło tyle czasu, jak się wie, że nie ma on gdzie pójść, nie można na ulicę wyrzucić. W każdym razie ja bym miała wyrzuty sumienia do końca życia , gdybym tak zrobiła a on np by zamarzł.
Przecież jest powiedziane, że taki ktoś powinien ponieść konsekwencje swojego postępowania, czyż nie?
-------------------------------------------Poza tym... z tym zamarzaniem trochę poniosła Cię wyobraźnia. Gdy się go wyrzuci latem albo późną wiosną - raczej nie zamarznie, przynajmniej nie w naszym klimacie.
Kolejna rzecz - często istnieją różne "warianty awaryjne": mieszkanie kątem u rodziców, u rodzeństwa, nawet u jakichś znajomych.
Dalej - są noclegownie dla bezdomnych, jakieś opuszczone budynki... Jak to śpiewała Zdzisława Sośnicka: "Nigdy człowiek nie błądzi sam..."
Przypadki zamarznięć są rzadkie i prawie zawsze spowodowane wypiciem alkoholu "na rozgrzewkę" (alkohol stwarza złudzenie większej ciepła).
No i - jak już wspomniałem - to byłby jego wybór, nie twój.
Nie poniosła mnie wyobraźnia. Brałam pod uwagę zbliżającą się zimę, a nie lato, o którym aktualnie nie myślę. Przykład zamarznięcia był tylko przykładem. Mówiłam tylko o swoim poczuciu. Być może wiem trochę wiecej od Ciebie o życiu z alkoholikiem. Jednak nadal twierdzę, że miałabym wyrzuty sumienia, z resztą wyrzucając kogokolwiek na ulicę. I nie polepszyłoby mi nastroju stwierdzenie" to jego wybór , nie mój". Jeszcze raz podkreślam, że mówię o swoim podejściu,a nie kto jak ma postąpić i co jest bardziej słuszne.
Offline
Pojawily sie w tym watku liczne opinie, ze osoba uzalezniona musi siegnac dna, by z wlasnej woli zaczac szukac pomocy. Troche to odstraszajace, bo osoby wspoluzaleznione nie maja zamiaru czekac, az ich uzalezniony czlonek rodziny zastawi mieszkanie lub sprzeda corke na Filipiny. Tymczasem kazdy ma wlasny poziom tego, co odczuwa jako dno i czasami wystarczy mu uswiadomic rozmiar zniszczen, ktore juz zdolal wyrzadzic, by wzbudzic chec terapii. Moze cos z wlasnego doswiadczenia:
Jestem uzalezniony od hazardu. Potrzebowalem 10 lat, by to przed soba przyznac i kolejnego roku, by dobrowolnie postanowic cos z tym zrobic. Czy w oczach otoczenia siegnalem dna? Absolutnie nie, nikt poza najblizsza rodzina nawet by nie pomyslal, ze jestem osoba uzalezniona. Czy siegnalem dna wg swoich standardow? Zdecydowanie tak, ale nie bylem w stanie tego zauwazyc, dopoki nie zaczalem przygladac sie z pewnej perspektywy mojemu zyciu w zwiazku z nadchodzacymi narodzinami drugiego dziecka. Na terapii jestem jedynym hazardzista w otoczeniu gromady alkoholikow. Nie wszyscy (choc wiekszosc tak) trafili tam po tym, jak podniesli sie rano z kaluzy wlasnych wymiocin w rynsztoku. Sa wsrod nas 2 lub 3 osoby, ktore zdecydowaly sie zerwac z alkoholem po rozmowie z bliskimi, ktora uswiadomila im, jak daleko odeszli od swoich wlasnych standardow i jak bardzo zmienila sie ich hierarchia wartosci w stosunku do deklarowanej. Nie przychodzili pijani do pracy, nie stosowali przemocy domowej, nie kradli, ale uznali, ze osiagneli dno. Z kazdym uzaleznionym odmawiajacym uznania tego faktu, na dowolnym poziomie zaawansowania nalogu, warto przeprowadzic taka rozmowe.
Na przewijajace sie tu od czasu do czasu pytanie "on pije i nie przestanie, co robic?", prawidlowa odpowiedz brzmi: znalezc terapie dla osob wspoluzaleznionych. Tam mozna na nowo nauczyc sie dbac o swoj komfort psychiczny i znalezc odpowiedz na pytanie co jest dla nas wazne, co mozemy zrobic dla osoby uzaleznionej, a na co sie nie zgodzimy.
Mój mąż jak już pisałam w dalszym ciągu zażywa anticol, witaminy B complex, pił od kilku lat, stracił pracę, szacunek innych, zaufanie, zdrowie. Prośby, groźby nic nie pomagały.
Alkoholik musi upaść na same dno, żeby troche zrozumieć, kiedy traci rodzinę i zostaje sam jest jeszcze gorzej, pije, wtedy na niczym mu nie zależy.
Proszę mi wierzyć, pił przynajmniej 7 lat, awanturował się, to co przeszliśmy z nim to koszmar, pół pensji oddawałam na jego izby wytrzeźwień i mandaty karne, doprowadziłam do tego że poszedł na odwyk, potem anticol i "daj Boże" do dzisiaj ma spokój z chlaniem. ja jestem spokojna, sytuacja w domu się unormowała, dziecko szczęśliwe, w spokoju się uczy, bawi, mąż pracuje, zarabia, daje nam wszystkie zapracowane pieniądze. dzięki tym tabletkom jest wyciszony, boi się pić alkohol, zdażyło się że próbował wypić piwo, ale nawet go nie dokończył, zrobił się bordowy na całym ciele, oczy przekrwione i wysokie ciśnienie, ze strachu położył się spać. Po prostu nie pije ze strachu przed skutkami.
Pozdrawiam
ja biorę anticol i pomaga mi w100 procentach a piłem do bólu było piekło
Moja alkoholiczka bierze Anticol od ponad roku i to działa. Próbowała terapie grupowe ale nic z tego nie wyszło, spotykanie się z alkoholikami miało odwrotny efekt. Woli indywidualne spotkania z psychologiem.
W każdym razie, działanie Anticolu zostało przetestowane przez przypadek i zadziałał. Jedna tabletka wzięta była w niedzielę w dzień wyjazdu, a już w środę była próba picia która zakończyła się dość gwałtownie, wymioty, czerwona twarz itp.
Anticol bierze zawsze przy mnie, jest brany i popijany, nie ma miejsca na oszustwo, ale nie ma też przymusu, bierze bo chce brać i sama przypomina kiedy trzeba. To już taki zwyczaj.
Poza rutynowym braniem, jeśli jest jakieś wyjście w miasto, zawsze jest brana dodatkowa tabletka tuż przed wyjściem. Dzięki temu oboje nie mamu stresu. Już nie raz byliśmy na spotkaniach, gdzie wszyscy wokoło pili, a jedyne trzeźwe osoby to my. Ja - z wyboru. Bo uważam, że jak ktoś żyje z niepijącym alkoholikiem, to sam też nie powinien pić. A jak ktoś nie może się bez tego obyć, to też ma problem.
Tak więc Anticol definitywnie pomaga.
Osoba wcześniej pijąca co drugi dzień na umór, od momentu zaczęcia brania Anticolu nie pije ponad rok.
Jest jakiś odsetek osób, na które Anticol nie działa, ale ile w tym prawdy a ile perfidnego oszustwa osób udających, że biorą, to nie wiem.
uważam, że jak ktoś żyje z niepijącym alkoholikiem, to sam też nie powinien pić. A jak ktoś nie może się bez tego obyć, to też ma problem.
Obydwoma rękami się pod tym podpiszę! Znam taką sytuację, że mimo próśb męża - trzeźwego alkoholika, żona, która notabene skierowała go kiedyś na przymusowy odwyk, popija "w rozsądnych ilościach" i nie widzi w tym nic złego. No i jak tu taką osobę nazwać? Hmm, na 12 liter pierwsza "a"?
Offline
schriss napisał/a:uważam, że jak ktoś żyje z niepijącym alkoholikiem, to sam też nie powinien pić. A jak ktoś nie może się bez tego obyć, to też ma problem.
Obydwoma rękami się pod tym podpiszę! Znam taką sytuację, że mimo próśb męża - trzeźwego alkoholika, żona, która notabene skierowała go kiedyś na przymusowy odwyk, popija "w rozsądnych ilościach" i nie widzi w tym nic złego. No i jak tu taką osobę nazwać? Hmm, na 12 liter pierwsza "a"?
"popija "w rozsądnych ilościach" i nie widzi w tym nic złego" - a powiedzial jej ktos kiedys, ze jest to zagrozeniem dla jej meza? Ale wprost, a nie liczac na jej domyslnosc?
To, o czym piszesz, to baaardzo czesty temat na mojej grupie. "Moi znajomi wiedza, ze sie lecze, ale zapraszaja na imprezy z alkoholem i mowia, ze przeciez jak nie chce, to nie bede pil", "powiedzialem rodzinie, ze jestem uzalezniony, ale co przyjde, to piwo na stole, co mam zrobic" i dalej w ten desen. Tymczasem skad osoba nie majaca nawet podstawowej wiedzy o mechanizmach uzaleznienia ma wiedziec, ze "nie picie" to nie jest najwiekszy z problemow? Ze alkoholik moze pojsc na taka impreze i nic nie wypic, ale nastepnego dnia obudzi sie z poteznym kacem, a za trzy dni, pozornie zupelnie bez powodu, bedzie chodzacym wulkanem agresji?
Sam zainteresowany powiedział nie raz. Poza tym ta osoba jest DDA i niby sama też kiedyś chodziła na terapię AA ze względu na tzw. "współuzależnienie". Jak dla mnie niemożliwe jest, żeby ta osoba nie była uzależniona, nie da się w logiczny sposób wytłumaczyć dlaczego sięga po alkohol. Ojciec zapił się na śmierć, męża na przymusowy odwyk ale samemu wieczornego kieliszeczka "na serce" nie można odstawić. Paranoja.
W sumie po tym co napisałeś, zastanawiam się czy ni z tego ni z owego występujące napady agresji wspomnianego suchego alkoholika nie są spowodowane właśnie pijącym otoczeniem, a nie brakiem terapii...
Offline
dziś na detoksie ordynator powiedział mi, że nie dostanie mąż anticolu, bo to lek wyrejestrowany od 10 lat. to jak on ma sobie poradzić bez żadnej pomocy?
Trzeba było o tym z lekarzem porozmawiać. My nie jesteśmy kompetentni by udzielać informacji.
Offline
jak on ma sobie poradzić bez żadnej pomocy?
Jak to ludzie sobie radzą.
Są alkoholicy którzy po detoksie dali radę nie pić, samodzielnie nie da się tylko wyjść z ciągu. Zamiast łykać pigułki, niech idzie na terapię.
Offline
oddam za darmo anticol...mnie juz niepotrzebny
oddam za darmo anticol...mnie juz niepotrzebny
Abstynenci też go nie potrzebują
Mam problem z piciem od kilku lat czasami jest tak ze mogę nie pic nic miesiąc a czasami jak zaskocze to pije po kilka dni mam firmę zatrudniam kilkadziesiąt osób dostałem ostatnio lek Antikol sproboje może zadziała ale wydaje mi się ze własna wola i chęć nie pica powinna być mocniejszam od leków i spotkań AA
Witam.
Ja mogłabym pisać ksiązki o moim męzu i jego uzaleznieniu od alkoholu. Jednakże chciałabym tylko wypowiedzieć sie na temat Anticolu.
W ubiegłym roku mąż poddał sie kuracji leczeniem anticolu, przez pól roku zazywał tabletki regularnie, był spokój i w końcu byliśmy "normalną " rodziną, niestety tylko 6 miesięcy. Dzien po kuracji zaczął pić i pije do tej pory, po 3 razy dziennie pije i trzeźwieje. Wniosek: kto nie ma wewnetrznego postanowienia, leczenie nic nie wnosi do jego życia.
Z moich obserwacji jasno wynikało, że odliczał dni do końca kuracji, w ostatnim tygodniu stał sie nerwowy i juz miał ciągąty by wypic, ale sie bał, potem poszło z górki
Teraz jest o wiele gorzej, stał sie bardziej agresywny, wybuchowy i mniej moze wypic- szybciej sie upija. Wnioskuje, ze to tabletki zrobiły swoje w organizmie i działanie niepożadane odbija sie na jego zdrowiu i psychice.
Teraz nie chce poddać się żadnej kuracji, woli przepic swoje życie i zdrowie
Offline
Pół roku nie pił, to mu tolerancja spadła. Mózg alkoholika wariuje, gdy wraca do picia po okresie abstynencji. Nie winił bym za to Anticolu, tylko mechanizmy uzależnienia.
Offline
Witam
a ja mam problem sam ze soba i tez niejedna książkę bym zapisał szukam jakis rozwiazan moze pomocy potrafie nie pic przez 2-3 tyg a po tym okresie przychodzi mi ssanie na % i 5-6 dni wyjete potem znowu spokoj i tak w kolko nie chce chodzic na leczenia itp szukam czegos co moglo by mi pomoc przetrwac dluzsze okresy ( nie jestem agresywny po wypiciu zreszta nigdy nie bylem , zarabiam spore pieniadze ) we wszystkim najgorsze jest to ze trace rodzine w tym 2 letniego syna moze ktos bedzie w stanie cos podpowiedziec czytalem tu o wytaminach B ale ja z racji swoich przekonan nie biore zadnych lekow ani witamin od ponad 15 lat ( maly katarek tylko w zime albo grypa max 2 dni ) al e to juz inna bajka
we wszystkim najgorsze jest to ze trace rodzine w tym 2 letniego syna moze ktos bedzie w stanie cos podpowiedziec czytalem tu o wytaminach B ale ja z racji swoich przekonan nie biore zadnych lekow ani witamin od ponad 15 lat ( maly katarek tylko w zime albo grypa max 2 dni
) al e to juz inna bajka
Proponuję włączyć do swoich przekonań nie branie żadnego alkoholu a zajęcie się rodziną.
Nie potrafisz- idź na terapię.
Offline
Szukasz uzależnienia zastępczego. Polecam talk.hyperreal.info, tam ci polecą wachlarz specyfików w takiej sytuacji. I uprzejmie poinformują, że finał będzie taki, że będziesz i ćpać i pić.
Wybacz, że tak ostro, ale nie da się zarazem pić ostro i nieszkodliwie.
Ostatnio edytowany przez Czuowiek (2012-09-23 00:19:31)
Offline
nie chce chodzic na leczenia itp szukam czegos co moglo by mi pomoc przetrwac dluzsze okresy
najpierw to czytaj ze zrozumieniem a potem dawaj rady a jak nie potrafisz to nie odpowiadaj
Jak napiszę "esperal" to powiesz, że nie o to ci chodzi.
1) trafiłeś na złe forum
2) ze złym podejściem
możesz łykać benzodiazepiny, ale jak mówisz - lekarstw nie bierzesz. Poza tym są silnie uzależniające, no i łatwo zacząć z powrotem pod nie pić bo PO TYM TO JEST FAZA.
możesz iść na spotkania z "energoterapeutą", szamanem, czy jakimś znachorem. Odczynią modły, może dadzą jakieś ziółka. Odpowiedz sobie sam, czy to zadziała.
Odpowiedz sobie na pytanie czego tak naprawdę chcesz. A może uświadomisz sobie, że tak się nie da. Bo generalnie każdy alkoholik chciałby chlać tylko przy okazjach, wtedy kiedy chce, i nie odczuwać głodu. Tylko jakoś żadnemu nie wychodzi.
Ostatnio edytowany przez Czuowiek (2012-09-23 00:28:52)
Offline
nie chce chodzic na leczenia itp szukam czegos co moglo by mi pomoc przetrwac dluzsze okresy
najpierw to czytaj ze zrozumieniem a potem dawaj rady a jak nie potrafisz to nie odpowiadaj
1. Ze zrozumieniem przeczytałam.
2. Mogę sobie odpowiadać na co mi się podoba. Jak na razie to Ty jesteś tu gościem,a do tego podjąłeś temat niezgodny z naszym forum- o czym mowa na głównej stronie. Pisząc tu wypadałoby się zapoznać z celem istnienia tego forum.
3. Pisałam trochę ironicznie. "Chwalisz się", ze lekarstw nie łykasz, że choroby Cię nie łapią i w ogóle super, bo takie masz przekonania.
Natomiast nie potrafisz dla rodziny wybrać życia w abstynencji. Nie potrafisz kontrolować picia, to oznacza, że masz problem alkoholowy, niby jak my mamy Ci pomóc?
To nie jest forum alkoholików, tylko abstynentów z wyboru. Niektórzy tutaj NIGDY nie próbowali alkoholu.
Chcesz jednocześnie pić ale i mieć kontrolę. Przekroczyłeś już pewną granicę i tak już się nie da.
Wolisz jednak dalej się łudzić, tracić rodzinę zamiast się ogarnąć i oddać się w ręce specjalistów.
Twój wybór.
P.S Jak kogos prosisz o radę, to uszanuj, że ktoś Ci poświęcił czas. Twoje nastawienie i podejście raczej nie wróży sukcesu.
Offline
Z całym szacunkiem, ale zgadzam się z moimi przedmówcami. Jeśli ktoś zdaję sobie sprawę z tego, że traci rodzinę, ale nie podejmuje żadnych kroków, by zmienic istniejacy stan rzeczy to znaczy, w moim przekonaniu, ze szuka tylko usprawiedliwienia swoich poczynań alkoholowych.
Obserwując swojego męża moge powiedzieć, że on też szuka tylko usprawiedliwienia tego, że pije, raz są to imienimy kumpla w pracy, innym razem to, że pokłócił sie ze mna i tak w kółko, albo po prostu miał zły dzien i chciał odreagowac. Zdarza sie, że jest pod wpływem alkoholu a mi w oczy mówi, ze nie wypił nawet piwa, tak niestety alkoholicy maja, ciagle zaprzeczają faktycznemu stanu rzeczy. Wszystko dlatego, ze mają poczucie, ze mogą nad tym zapanowac i kiedy tylko bedą chcieli, mogą powiedziec NIE. Mój mąż uważa, że jak parę dni nie pije, to ja nie mam prawa uważac go za alkoholika, bo przeciez parę dni jest trzeźwy-śmieszne!!Potem nastepują dni, tygodnie picia, nieprzerwanie.
Drogi "Gościu" ja proponowałabym jednak podjecie terapii odwykowej- tabletki lub spotkania AA, wszystko zalezy od Ciebie, albo kochasz rodzinę i bedziesz o nia zabiegał, albo zostaniesz sam i ja nie wróze Tobie nic dobrego, jesli chodzi o Twoje uzależnienie. Wszystko w twoich rekach i silnej woli.
Życzę powodzenia
Offline
A te książki Allena Carra na temat kontrolowania/rzucania nałogu... warte to coś? Może to warto koledze polecić? Nie czytałem, ale niektórzy piszą, że rewelacja.
Ostatnio edytowany przez pęknięty klawikord (2012-09-24 00:19:46)
"dano mi w darze po dwie półkule, no a mówiąc ściślej:
dwie półkule do siedzenia, a drugimi myślę...
Offline