Nie jesteś zalogowany na forum.
Jako , że książka ta przewijała się juz na forum kilka razy, zakładam ten wątek.
Nawiążę do słów morola z innego wątku:
wiekszosc spoleczenstwa to alkoholicy. Nie tylko w rozumieniu Carra (kazdy, kto pije alkohol, jest uzalezniony, niezaleznie od ilosci i czestotliwosci),
Czytałam tą książkę i nic takiego mi się nie kojarzy. Pamiętam, że Carr pisał , że niektórzy przez całe swoje życie się nie uzależnią, ale każdemu to grozi. Pisał też , że uzależnienie to proces , który może trwać od kilku do kilkudziesięciu lat. Np od lat 4 do 54( to przykład, bo niestety nie pamiętam dokładnych danych)
Uważam, że wrzucanie wszystkich do jednego worka i pisanie, że są alkoholikami niezaleznie od tego ile i jak często piją, jest krzywdzące i się z tym nie zgadzam.
Offline
Aj, wyprzedziłaś mnie...
Offline
Jako , że książka ta przewijała się juz na forum kilka razy, zakładam ten wątek.
Nawiążę do słów morola z innego wątku:morol napisał/a:wiekszosc spoleczenstwa to alkoholicy. Nie tylko w rozumieniu Carra (kazdy, kto pije alkohol, jest uzalezniony, niezaleznie od ilosci i czestotliwosci),
Czytałam tą książkę i nic takiego mi się nie kojarzy. Pamiętam, że Carr pisał , że niektórzy przez całe swoje życie się nie uzależnią, ale każdemu to grozi. Pisał też , że uzależnienie to proces , który może trwać od kilku do kilkudziesięciu lat. Np od lat 4 do 54( to przykład, bo niestety nie pamiętam dokładnych danych)
Uważam, że wrzucanie wszystkich do jednego worka i pisanie, że są alkoholikami niezaleznie od tego ile i jak często piją, jest krzywdzące i się z tym nie zgadzam.
Dlaczego krzywdzace? Przeciez alkoholizm to nie zarzut, w kazdym raznie nie w moich ustach/klawiaturze. Czy jesli uznam, ze ktos ma grype, mimo, iz jej nie ma, to to rowniez bedzie krzywdzace?
Co do meritum - wroce do domu, dziecko poloze spac, wezme ksiazke i sie ustosunkuje, wspierajac odpowiednimi cytatmi.
Dlaczego krzywdzace? Przeciez alkoholizm to nie zarzut, w kazdym raznie nie w moich ustach/klawiaturze. Czy jesli uznam, ze ktos ma grype, mimo, iz jej nie ma, to to rowniez bedzie krzywdzace?
Krzywdzące dla osób pijących alkohol,a które alkoholikami nie są.
Naprawdę uważasz, że alkoholizm i grypa niesie te same zagrożenia, ma tak samo destruktywny wpływ, leczy się tym samym stopniem trudności itd? I każdy kto kicha, oznacza od razu, że ma grypę?
Co do meritum - wroce do domu, dziecko poloze spac, wezme ksiazke i sie ustosunkuje, wspierajac odpowiednimi cytatmi.
Dobrze. Wrócę do domu, zjem sobie kanapkę i przeczytam co napisałeś.
Niestety sama cytatów teraz nie mogę podać, gdyż książkę pożyczyłam.
Offline
morol napisał/a:Dlaczego krzywdzace? Przeciez alkoholizm to nie zarzut, w kazdym raznie nie w moich ustach/klawiaturze. Czy jesli uznam, ze ktos ma grype, mimo, iz jej nie ma, to to rowniez bedzie krzywdzace?
Krzywdzące dla osób pijących alkohol,a które alkoholikami nie są.
Naprawdę uważasz, że alkoholizm i grypa to to samo? I każdy kto kicha, oznacza od razu, że ma grypę?morol napisał/a:Co do meritum - wroce do domu, dziecko poloze spac, wezme ksiazke i sie ustosunkuje, wspierajac odpowiednimi cytatmi.
Dobrze. Wrócę do domu, zjem sobie kanapkę i przeczytam co napisałeś.
Niestety sama cytatów teraz nie mogę podać, gdyż książkę pożyczyłam.
Alkoholizm to choroba i grypa/zapalenie wyrostka/rak zoladka to rowniez choroby. Bardzo rozne choroby, ale jednak. Powtorze zatem - w moich ustach "alkoholik" to nie zarzut, to amatorska diagnoza nie niosaca ANI SZCZYPTY krytyki. Jezeli ktos z pijacych poczul sie urazony, przepraszam i mam nadzieje, ze teraz jest to juz jasne.
Ponownie zapytam, CZEMU krzywdzace, bo na razie odpowiedziales(as) tylko, dla kogo. Ktos kichnie, ma nieco podwyzszona temeprature - czy sugerujac grype, mimo iz to zwykle przeziebienie, krzywdze go? Wiem, ze wydzwiek spoleczny alkoholizmu jest zgola inny, ale wynika to z niewiedzy o chorobie, jaka jest uzaleznienie (pokutuje myslenie, ze alkoholicy "sami to sobie zrobili"), a jedynym lekarstwem na to jest uswiadamianie i pozbawienie alkoholizmu stygmatyzujacego przeslania.
Ponownie zapytam, CZEMU krzywdzace, bo na razie odpowiedziales(as) tylko, dla kogo. Ktos kichnie, ma nieco podwyzszona temeprature - czy sugerujac grype, mimo iz to zwykle przeziebienie, krzywdze go? Wiem, ze wydzwiek spoleczny alkoholizmu jest zgola inny, ale wynika to z niewiedzy o chorobie, jaka jest uzaleznienie (pokutuje myslenie, ze alkoholicy "sami to sobie zrobili"), a jedynym lekarstwem na to jest uswiadamianie i pozbawienie alkoholizmu stygmatyzujacego przeslania.
Jak powiesz osobie, że ma grypę, mimo, że to zwykłe przeziębienie, to prawdopodobnie jej niczym nie urazisz. Jeśli ktoś Ci się będzie żalił, że jego bliska osoba ma problemy z żołądkiem, a Ty rzucisz " ma raka", to wywołasz zgorszenie, ale możesz też spowodować tej osobie przykrość bądź załamanie. Osoba chorująca ba hiv , może nigdy nie zachorowac na aids.Mówiąc o osobie z wirusem hiv , że ma aids , rozpowszechniasz nieprawdziwe informacje , utrudniasz tej osobie funkcjonowanie w społeczeństwie.
Podobnie osoba, która pije alkohol nie oznacza, że kiedykolwiek będzie alkoholikiem. Nie zna tej granicy ile może wypić i jak często by się nim stać. Grozi to osobom pijącym raz w roku jak i osobom pijącym kilka razy w miesiącu. Jednak uzależnienie to proces. Osoby pijące stoją na prostej linii, na której końcu jest alkoholizm. Każdy kolejny drink , piwo, wino itp przybliża ich do granicy tej linii. Jednak niektórzy stoją po środku, inni na początku a inni już się niebezpiecznie zbliżają do końca. Jedni się poruszają szybciej , inni wolniej. Niektórzy swoją "podróż" zakończą nie docierając do końca,bo mogą mieć częste przystanki bądź w pewnym momencie zrezygnują z "podróży" w tym kierunku.
Wracając do Twojego pytania. Alkoholizm to choroba dużo poważniejsza niż grypa. Bardzo często osoby na nią chore , nie zdają sobie z niej sprawy i nie chcą się leczyć. Innym leczenie alkoholizmu przychodzi z wielkim trudem, muszą zmienić czasami całe swoje zycie by z niej wyjść. Podczas gdy grypy każdy chce się jak najszybciej pozbyć i później do niej nie dopuścić. Osoba chora na grypę , która je zimne lody jedynie usłyszy " nie jedz, jestes chory/a". Osoba , która jest alkoholikiem, a dalej pije zazwyczaj spotyka się z pogarda otoczenia ( u osób, które alkoholikami nie są ). Natomiast osoba, która rzuciła swój nałóg, przeszła terapie, nie pije, wzbudza zrozumienie. Przeważnie dużo większe niż abstynent nie pijący z własnego wyboru. Chyba raczej nikt nie reaguje na osobę, która wyleczyła się z grypy : "wow udało Ci się, gratuluję i trzymam kciuki".
Nieleczący się alkoholik musi pić. Inaczej nie umie normalnie funkcjonować, odczuwa przykre objawy abstynencji. Krzywdzi swoją rodzinę, znajomych, zaniedbuje obowiązki. Wieloletnie picie sprawia, ze na trzeźwo już nie jest taką samą osobą jak kiedyś - zmienia się na gorsze.
Osoba nieuzależniona nigdy nie będzie szczęśliwa z osobą , która alkoholu nadużywa. Jednak picie umiarkowane, umiejętność odmawiania ( czyli nie picie przy każdej "okazji") powoduje, że ludzie tworzą szczęśliwe związki i rodziny. Nawet istnieją pary, gdzie jedna osoba jest abstynentem a druga pije mało. I mają się dobrze.Czytałeś książkę , więc powinieneś wiedzieć, że żona Carra abstynentką nie była.
Tak więc podsumowując, nazywając kogoś pijącego umiarkowanie i rzadko, kogoś kto potrafi odmówić , alkoholikiem krzywdzisz daną osobę i jej bliskich. Przypisujesz danej osoby przymiotyi i zachowania, które jej nie dotyczą.
Może Tobie jest ciężko myśleć, że niektórzy piją umiarkowanie i mają kontrolę ? ( przynajmniej na razie) Może wtedy czujesz , ze coś tracisz?
Rzeczywiście wmówienie sobie , że wszyscy pijący to alkoholicy , może dużo bardziej odrzucić mysli by jednak czasami coś wypić.
Offline
Po pierwsze - nigdy nie stwierdziem, ze wszyscy pijacy to alkoholicy, co zdajesz sie sugerowac. Stwierdzilem, ze moim zdaniem tak rozumie to Carr. Rozumienie takie moze byc sluszne, a moze byc nadinterpretacja - podyskutujemy zapewne o tym wieczorem lub jutro - ale w zaden sposob nie staje sie automatycznie moim wlasnym zdaniem. Zaprzeczam wszelkim pogloskom, jakobym byl Carrem.
O odbiorze spolecznym alkoholizmu juz wspomnialem. Jest zdecydowanie negatywny, ale jest to efekt ignorancji, a ignorancje trzeba zwalczac, a nie klepac po glowie. Alkoholik nie jest chory z wlasnej woli. Alkoholik "sam sobie" tego nie zrobil. Alkoholik, tak samo, jak noblista, seksoholik, pelen pasji altruista lub charyzmatyczny przywodca, jest produktem swoich genow oraz srodowiska, w ktorym sie wychowal. Ani na jedno, ani na drugie nie mial wplywu.
Tak więc podsumowując, nazywając kogoś pijącego umiarkowanie i rzadko, kogoś kto potrafi odmówić , alkoholikiem krzywdzisz daną osobę i jej bliskich. Przypisujesz danej osoby przymiotyi i zachowania, które jej nie dotyczą.
Z tym juz zupelnie sie nie zgodze. Alkoholik (wg kryteriow ICD-10, nie wg Carra) rowniez potrafi odmowic. Pojecie utraty kontroli w uzaleznieniu nie oznacza, ze za kazdym razem wychodzimy na dwa piwa, a wracamy po dwoch dniach. Oznacza ono, ze wychodzimy na dwa piwa, a wracamy... czasem (rzadko) rzeczywiscie po dwoch piwach, czasem po pieciu, czasem po tygodniu. Alkoholikowi moze udac sie wytrwac przy zalozonym postanowieniu, ale nigdy nie wiadomo, czy wytrwa on wlasnie tym razem.
A bledne przypisanie przymiotow nie oznacza z automatu krzywdy, dopoki przymioty te nie niosa cech krytyki. Gdy ktos na skutek dziwnego splotu okolicznosci (przyznaje, musialby to byc kosmicznie dziwny splot), nazwie mnie wspanialym patriota, nie obraze sie, poniewaz blednie przypisal mi ceche uwazana za pozytywna. Ba, moze nawet go nie wyprowadze z bledu, by przez chwile korzystac z niezasluzonej chwaly. Jesli w dyskusji zostane blednie uznany za przeciwnika/zwolennika aborcji/eutanazji/zwiazkow homoseksualnych, skoryguje pomylke, ale neutralny przekaz emocjonalny nie sprawi, ze poczuje sie pokrzywdzony. Stanie sie tak wtedy, gdy ktos nieslusznie zacznie przypisywac mi NEGATYWNE przymioty. Alkoholizm to diagnoza medyczna. Diagnoza celna lub nie, ale nie niosaca negatywego przekazu ani cech krytyki.
Po pierwsze - nigdy nie stwierdziem, ze wszyscy pijacy to alkoholicy, co zdajesz sie sugerowac.
Rzeczywiście, przyznaję Ci rację. Użyłeś słów "większość społeczeństwa".
O odbiorze spolecznym alkoholizmu juz wspomnialem. Jest zdecydowanie negatywny, ale jest to efekt ignorancji, a ignorancje trzeba zwalczac, a nie klepac po glowie. Alkoholik nie jest chory z wlasnej woli. Alkoholik "sam sobie" tego nie zrobil. Alkoholik, tak samo, jak noblista, seksoholik, pelen pasji altruista lub charyzmatyczny przywodca, jest produktem swoich genow oraz srodowiska, w ktorym sie wychowal. Ani na jedno, ani na drugie nie mial wplywu.
A kto jest winny alkoholizmowi alkoholika, jeżeli nie on sam? Nie byłoby jego winy, gdyby został zmuszany do picia lub nie miał pojęcia do czego picie alkoholu może doprowadzić. Każdy ma swój rozum. Alkoholikami zostają ludzie z patologicznych środowisk jak i z tzw. "dobrych domów".
Co do genów... Carr pisał, że alkoholizm nie jest zapisany w genach. Poświęcił zdaje się na to trochę dłuższą wypowiedź. Na pewno czytaliśmy tą samą książkę??
Tak więc podsumowując, nazywając kogoś pijącego umiarkowanie i rzadko, kogoś kto potrafi odmówić , alkoholikiem krzywdzisz daną osobę i jej bliskich. Przypisujesz danej osoby przymiotyi i zachowania, które jej nie dotyczą.
Z tym juz zupelnie sie nie zgodze. Alkoholik (wg kryteriow ICD-10, nie wg Carra) rowniez potrafi odmowic. Pojecie utraty kontroli w uzaleznieniu nie oznacza, ze za kazdym razem wychodzimy na dwa piwa, a wracamy po dwoch dniach. Oznacza ono, ze wychodzimy na dwa piwa, a wracamy... czasem (rzadko) rzeczywiscie po dwoch piwach, czasem po pieciu, czasem po tygodniu. Alkoholikowi moze udac sie wytrwac przy zalozonym postanowieniu, ale nigdy nie wiadomo, czy wytrwa on wlasnie tym razem.
Doskonale sobie zdaję z tego sprawę. Mówiąc o alkoholiku nie miałam na myśli tylko panów spod sklepu pijących wino za 2,30. Alkoholik może pić nawet jednorazowo 29 lutego. Chodzi o to ,że jak przychodzi ten dzień, to po prostu musi wypic i koniec, za wszelką cenę.
A bledne przypisanie przymiotow nie oznacza z automatu krzywdy, dopoki przymioty te nie niosa cech krytyki.
Oczywiście, ale w ogólnym pojęciu alkoholizm jest krytyką , a nie stwierdzeniem faktów. Jeśli z góry będziesz oceniał i nazywał kogoś alkoholikiem tylko dlatego, ze np raz widziałeś, że wypił za dużo , to jesteś w błędzie. Podobnie ktoś może zjeść za dużo na obiad. Potem się źle czuje. Nie oznacza to od razu, że jest chory. Jeśli jednak bedzie się objadać ciągle, to zachoruje np doprowadzi do otyłości.
Moim zdaniem nazwanie kogoś alkoholikiem ( a kto nim nie jest) niesie krytykę. Spróbuj komuś tak powiedzieć, kto pije umiarkowanie. Zapewne Ci podziękuje za komplement i powie "wzajemnie".
Offline
First things first - muszę wycofać się ze swojego stwierdzenia odnośnie poglądów Carra, które okazało się nadinterpretacją. Carr nie uważa wszystkich pijących za alkoholików. Przyznam, że zgubiła mnie dość chaotyczna narracja rozdziałów 3 i 4, w których Carr najpierw przyjmuj definicję alkoholika jako "osoby, która utraciła kontrolę nad piciem" a następnie stwierdza, że żaden pijący nie ma kontroli i nie miał jej od samego początku (a więc każdy pijący spełnia definicję), by kilka zdań później przyjąć definicję węższą.
Żeby uzyskać pełną jasność - z definicją "pijący, który uświadamia sobie, że nie ma kontroli", nie zgadzam się. Większość "weekendowych" czy "okazjonalnych" alkoholików, pijących rzadko lecz bez kontroli nigdy nie uświadomi sobie, że jej nie ma. Wg definicji Carra z rozdziału IV, alkoholikami nie są. Wg mnie są.
A kto jest winny alkoholizmowi alkoholika, jeżeli nie on sam? Nie byłoby jego winy, gdyby został zmuszany do picia lub nie miał pojęcia do czego picie alkoholu może doprowadzić. Każdy ma swój rozum.
Każdy ma swój rozum, a rozum to chemia. Chemia działa zgodnie z zasadami, na które nie mamy wpływu. De facto, nie mamy wolnej woli.
Jeśli wyjaśnienie quasi-filozoficzne Cię nie przekonuje, a w sumie nie oczekuję, że przekona, może wylistuję na szybko grupy bardziej odpowiedzialne za alkoholizm chorego, niż on sam, w kolejności chronologicznej, czyli od małego dziecka do pierwszego łyku alkoholu:
1. Rodzice, demonstrujący alkoholowy styl życia. Nie mówię o rodzicach-alkoholikach (w tradycyjnie przyjętym sensie), lecz o rodzicach pijących okazjonalnie, tłumaczących dziecku, że "alkohol jest dla dorosłych". Wytwarza się bardzo silny schemat myślowy "dorośli piją, a dzieci nie, ergo: kto pije, ten jest dorosły".
2a. Przemysł alkoholowy, promujący swój produkt jako niezbędny element rozrywki, relaksu i dobrej zabawy. Gigantyczne pieniądze, potężna praca nad siłą przekazu (wzmocnionego przez wizerunek "pijącego twardziela" z filmów) prowadzona nie tylko przez marketingowców, lecz także przez hojnie opłacane rzesze psychologów i neurobiologów nie pozostaje bez wpływu na tworzący się w młodym umyśle schemat skojarzeniowy. Ba, wpływ ten jest olbrzymi.
2b. Społeczeństwo będące produktem 1 oraz 2a, czyli Ci, którzy już wcześniej padli ofiarą pułapki alkoholowej i obecnie z pełnym przekonaniem o szczerości swoich słów powtarzają, że "piją bo lubią" (czyli alkohol może być smaczny), "piją dla relaksu" (a więc alkohol relaksuje) itd - stając się najskuteczniejszą reklamą produktu.
Weźmy teraz młodego człowieka w cielęcym wieku, powiedzmy późnego gimnazjalistę, który - jak większość jego kolegów - nade wszystko nie chce być uznany za dziecko. Przez wiele lat wtłaczany schemat zaczyna działać: dzieci od dorosłych odróżnia to, że dzieci nie piją alkoholu, a dorośli go piją. Więc młody człowiek pije. Nie smakuje, krzywi się, ale na boku, a en face przyjmuje błogi wyraz i chwali bukiet, bo koledzy, równie niepewni jak on, robią to samo. Czy to jego wina? Nie. To nie on napchał sobie głowę bzdurami, które obecnie uważa za znakomite powody, by sięgnąć po alkohol. A potem jeszcze raz. I kolejny.
Co do genów... Carr pisał, że alkoholizm nie jest zapisany w genach. Poświęcił zdaje się na to trochę dłuższą wypowiedź. Na pewno czytaliśmy tą samą książkę??
Znów się nie rozumiemy. Nie twierdzę, że to wg Carra alkoholizm ma podłoże genetyczne. Twierdzę, że to wg mnie na to, kim zostaje człowiek wpływa jego kod genetyczny oraz czynniki środowiskowe (wychowanie), które wpływają na aktywację (lub jej brak) określonych genów. Od tego zależy, czy zostaniemy osobami inteligentnymi czy nie, pewnymi siebie i swojej wartości czy zakompleksionymi, asertywnymi czy uległymi. To nie zależy od nas. A osoba z kompleksami, o wysokim poziomie lęku przed oceną i odrzuceniem, a przy okazji uległa, jest niemal pewnym kandydatem na uzależnionego od substancji zmieniających świadomość, bo w normalnym stanie świadomości ból istnienia nie pozwala im funkcjonować. Alkoholizm to choroba psychiczna. Nie ma genu stanowiącego odpowiednik przełącznika między alkoholikiem i nie-alkoholikiem, ale geny + wychowanie (a raczej szerzej: środowisko) decydują o tym, czy w człowieku ukształtowana zostanie psychika podatna na uzależnienia, czy nie.
Oczywiście, ale w ogólnym pojęciu alkoholizm jest krytyką , a nie stwierdzeniem faktów. Jeśli z góry będziesz oceniał i nazywał kogoś alkoholikiem tylko dlatego, ze np raz widziałeś, że wypił za dużo , to jesteś w błędzie. Podobnie ktoś może zjeść za dużo na obiad. Potem się źle czuje. Nie oznacza to od razu, że jest chory. Jeśli jednak bedzie się objadać ciągle, to zachoruje np doprowadzi do otyłości.
Moim zdaniem nazwanie kogoś alkoholikiem ( a kto nim nie jest) niesie krytykę. Spróbuj komuś tak powiedzieć, kto pije umiarkowanie. Zapewne Ci podziękuje za komplement i powie "wzajemnie".
W moich ustach nie niesie, co już postarałem się wytłumaczyć. Wiem, w jaki sposób terminu "alkoholik" używa się w społeczeństwie. Ja w alkoholiku widzę ofiarę, a nie sprawcę, więc go nie krytykuję.
Porównanie z obiadem uważam za o tyle chybione, że jedzenie jest nam niezbędne do życia. Zjeść tyle, ile trzeba jest ok, zjeść za dużo - już nie. W przypadku alkoholu "tyle, ile trzeba" to 0, alkohol nie jest nam niezbędny do życia, więcej, przybliża nas do śmierci. Dlatego "za dużo" to każda ilość większa od zera.
Żeby uzyskać pełną jasność - z definicją "pijący, który uświadamia sobie, że nie ma kontroli", nie zgadzam się. Większość "weekendowych" czy "okazjonalnych" alkoholików, pijących rzadko lecz bez kontroli nigdy nie uświadomi sobie, że jej nie ma. Wg definicji Carra z rozdziału IV, alkoholikami nie są. Wg mnie są.
Również uważam, ze alkoholikami moga być osoby pijące tylko w weekendy jak i przy tzw okazjach. Jak już pisałam, nie mam książki aktualnie , ale wydaje mi się , że Carr również pisał o weekendowych alkoholikach. Carr chyba nie pisał , ze alkoholikami są tylko osoby , które uświadomiły sobie brak kontroli. Przecież zaznaczał, że większość nadużywających alkoholu nie chce tego przyznać przed samym sobą.
Jeśli wyjaśnienie quasi-filozoficzne Cię nie przekonuje, a w sumie nie oczekuję, że przekona, może wylistuję na szybko grupy bardziej odpowiedzialne za alkoholizm chorego, niż on sam, w kolejności chronologicznej, czyli od małego dziecka do pierwszego łyku alkoholu:
1. Rodzice, demonstrujący alkoholowy styl życia. Nie mówię o rodzicach-alkoholikach (w tradycyjnie przyjętym sensie), lecz o rodzicach pijących okazjonalnie, tłumaczących dziecku, że "alkohol jest dla dorosłych". Wytwarza się bardzo silny schemat myślowy "dorośli piją, a dzieci nie, ergo: kto pije, ten jest dorosły".
2a. Przemysł alkoholowy, promujący swój produkt jako niezbędny element rozrywki, relaksu i dobrej zabawy. Gigantyczne pieniądze, potężna praca nad siłą przekazu (wzmocnionego przez wizerunek "pijącego twardziela" z filmów) prowadzona nie tylko przez marketingowców, lecz także przez hojnie opłacane rzesze psychologów i neurobiologów nie pozostaje bez wpływu na tworzący się w młodym umyśle schemat skojarzeniowy. Ba, wpływ ten jest olbrzymi.
2b. Społeczeństwo będące produktem 1 oraz 2a, czyli Ci, którzy już wcześniej padli ofiarą pułapki alkoholowej i obecnie z pełnym przekonaniem o szczerości swoich słów powtarzają, że "piją bo lubią" (czyli alkohol może być smaczny), "piją dla relaksu" (a więc alkohol relaksuje) itd - stając się najskuteczniejszą reklamą produktu.
Również się zgadzam. Dziecko, który ma dobry kontakt z rodzicami , ma duże poczucie własnej wartości, ma dobre wzorce w domu, będzie silniejsze by przeciwstawić się grupie równieśniczej, namawiającej do używek. Może się jednak zdarzyć, że grupa wywrze większy wpływ i dziecko spobuje używek.Jednak jeśli rodzice wpoili dziecku odpowiednie wartości, to gdzieś one w nim tkwią. Jest szansa, że kiedyś jednak wypłyną one na powierzchnie i dziecko zrozumie, że robi źle a rodzice mają rację.
Najgorzej jeśli w domu jest brak zrozumienia, czasu, rozmów, zaufania... Wtedy nawet rodzice abstynenci raczej nie będą autorytetem.
Wtedy dziecko szuka zrozumienia gdzie indziej, idzie na łatwiznę, gdyż nie jest nauczone jak sobie radzić ze stresem, nudą czy złością i zaczyna próbować używek.
Co do genów... Carr pisał, że alkoholizm nie jest zapisany w genach. Poświęcił zdaje się na to trochę dłuższą wypowiedź. Na pewno czytaliśmy tą samą książkę??
Znów się nie rozumiemy. Nie twierdzę, że to wg Carra alkoholizm ma podłoże genetyczne. Twierdzę, że to wg mnie na to, kim zostaje człowiek wpływa jego kod genetyczny oraz czynniki środowiskowe (wychowanie), które wpływają na aktywację (lub jej brak) określonych genów. Od tego zależy, czy zostaniemy osobami inteligentnymi czy nie, pewnymi siebie i swojej wartości czy zakompleksionymi, asertywnymi czy uległymi. To nie zależy od nas. A osoba z kompleksami, o wysokim poziomie lęku przed oceną i odrzuceniem, a przy okazji uległa, jest niemal pewnym kandydatem na uzależnionego od substancji zmieniających świadomość, bo w normalnym stanie świadomości ból istnienia nie pozwala im funkcjonować. Alkoholizm to choroba psychiczna. Nie ma genu stanowiącego odpowiednik przełącznika między alkoholikiem i nie-alkoholikiem, ale geny + wychowanie (a raczej szerzej: środowisko) decydują o tym, czy w człowieku ukształtowana zostanie psychika podatna na uzależnienia, czy nie.
Co do środowiska, wychowania jak najbardziej się zgadzam. Co do genów, to nie wiem ;-)
Niezależnie jednak od tego, to dana osoba może zawsze pracować nad sobą, uczyć się asertywności, podnosić swoją wartość. Jednak to wymaga pracy, determinacji. Niektórzy wolą iść na łatwiznę i to już jest ich wola i wybór a nie środowiska czy genów.
Porównanie z obiadem uważam za o tyle chybione, że jedzenie jest nam niezbędne do życia. Zjeść tyle, ile trzeba jest ok, zjeść za dużo - już nie. W przypadku alkoholu "tyle, ile trzeba" to 0, alkohol nie jest nam niezbędny do życia, więcej, przybliża nas do śmierci. Dlatego "za dużo" to każda ilość większa od zera.
Masz rację. Jednak jak ktoś nadużyje alkoholu nie czyni go od razu od niego uzaleznionym ;-)
Offline
Gusiak ma rację , bo tak naprawde alkoholik nie dopuszcza do mysli , że ma problem wszyscy maja problemy tylko nie on -picie wekendowe to też alkoholizm bo zona i dzieci cały tydzien czekają na tego jednego by mieć go dla siebie ,Lecz przychodzi rozczarowanie gdy on jest zamroczony i nie moze autem jechać z dziecmi do ZOO czy do lekarza wrazie nieszczęscia jeżeli nie jest uzależniony to po co tak teskni za wekendem i sięga po alkohol. Ja piłem 35 lat i zawsze mówilem że jestem zdrowy a abstynęci to sekta tylko to ja zwracałem w nocy to ja byłem tyranem w domu to moje dzieci wstydziły się wyjść na podwórko i ja który pracował i grał w zespole muzycznym ogolony , umyty nie leżałem pod śmietnikiem jednak jestem alkoholikiem pamiętajcie to nie ilosc i jakość świadczy o naszej chorobie to potrzeba napicia sie daje odpowiedz kim jesteśmy.
Offline
Po co chrzanicie? Publikacje A.Card., są skuteczne. Proste? No to jeśli proste to zapraszam na email pawel.nawrot@aol.com bo "Gdzieś Tutaj Widziałem Pdf'a".
pamiętajcie to nie ilosc i jakość świadczy o naszej chorobie to potrzeba napicia sie daje odpowiedz kim jesteśmy.
Uważam, że w tym jednym zdaniu mozna zawrzeć większość wypowiedzi dotyczących alhoholizmu i podejścia do tego zagadnienia.
Offline
W tym roku kończę 30 lat, piję od ponad 10, od 4 lat ciągle się leczę zarówno w zamkniętych jak i otwartych ośrodkach odwykowych, chodzę na spotkania i nie ma efektów, ciągle wracam do nałogu mimo że wydaje się że jestem już wyleczona to w końcu i tak zaczynam pić. Nie wiem gdzie robię błąd, ale alkohol mnie wykańcza zdrowie mi już wysiada, coraz częściej mam różne problemy zdrowotne, lekarz ostatnio nawet stwierdził że nie dożyję 40 jak nie skończę pić, problem w tym że ja nie wiem jak skończyć.
Normalnie. Nie pić więcej. Nikt za Ciebie tego nie zrobi. Albo sie ogarniesz, albo przegrasz życie. Albo wkrótce umrzesz. Twój wybór.
Offline
Nie wiem gdzie robię błąd,...
Może to być ten sam błąd, który popełniają wszyscy, którzy nie wierzą Lekarzowi Dusz.
Ostatnio edytowany przez jokier (2016-04-08 20:57:06)
Jeżeli marzysz samotnie,
to jedynie marzysz.
Jeżeli marzysz wspólnie z innymi,
tworzysz rzeczywistość.
Offline
W tym roku kończę 30 lat, piję od ponad 10, od 4 lat ciągle się leczę zarówno w zamkniętych jak i otwartych ośrodkach odwykowych, chodzę na spotkania i nie ma efektów, ciągle wracam do nałogu mimo że wydaje się że jestem już wyleczona to w końcu i tak zaczynam pić. Nie wiem gdzie robię błąd, ale alkohol mnie wykańcza zdrowie mi już wysiada, coraz częściej mam różne problemy zdrowotne, lekarz ostatnio nawet stwierdził że nie dożyję 40 jak nie skończę pić, problem w tym że ja nie wiem jak skończyć.
Czyli jesteś w fazie ostatniej bądź przedostatniej, nie kontrolujesz już picia.
Nie ma czegoś takiego jak "wyleczenie alkoholizmu". Jedyne na co może liczyć alkoholik to bycie alkoholikiem niepijącym, trzeźwiejącym. Myślenie o wyleczeniu to twój podstawowy błąd. Pogódź się z faktem, że tak jak teraz twoje życie jest podporządkowane konieczności wypicia alkoholu, tak jego resztę spędzisz na powstrzymywaniu się od tego i unikaniu wyzwalaczy. A i tak nikt nie da Ci gwarancji, że utrzymasz pożądany efekt. Nikt też nie da Ci gotowej recepty na życie bez alkoholu, co najwyżej dostaniesz swoistą instrukcję obsługi trzeźwiejącego alkoholika.
Może i racja że źle do tego podchodziła. Tymczasem szykuję się do kolejnej terapii odwykowej tym razem w zamkniętym. Od paru dni nie piję i wierzę że tym razem się uda, musi się udać. Mam już wrzody żołądka, zniszczoną wątrobę, wyglądam na 15 lat więcej niż mam i każdy zauważa że nadużywanie alkoholu. Wyniki krwi wszystkie mam poza normą. Po prostu porażka żeby w tym wieku być już w takim stanie. Nie wiem może też mi się nie udawało z tego wyjść bo widząc te wszystkie problemy nie wierzyłem że mogę jeszcze odzyskać zdrowie. Ale tym razem wierzę a przynajmniej się staram, musi się udać i tak już niewiele mam do stracenia.
Myślałam że jakoś już sobie to układam że jest lepiej bo od paru dni nie piłam ale wczoraj wieczorem znowu nie wytrzymałam i się kupiłam, dziś już nie piłam, od wtorku idę znowu na leczenie. Chcę żyć, wiem że albo życie albo picie ale mimo to nie przychodzi taka chęć na alkohol że nie umiem się powstrzymać. Jako osoby niepijące może macie jakąś świetną radę na to bo ja muszę gdzieś popełniać ciągle jakiś błąd tylko jako alkoholiczka go nie dostrzegam.
Problem w tym, że generalnie my nie tylko nie pijemy ale generalnie nigdy nie piliśmy. Tak w ogóle... Pojęcie głodu alkoholowego jest dla nas zupełną abstrakcją. Musisz udać się do poradni.
Offline
Również jestem niepijącym od urodzenia, więc nie mam jakiejś złotej rady jak się powstrzymać, bo dla mnie to oczywiste. Wystarczy nie pić. Tylko, że dla osoby uzależnionej brzmi to jak rada "próbowałeś być mniej smutny" dana komuś z depresją. I niestety, wątpię aby nawet trzeźwiejący alkoholik był w stanie dać Ci prostą radę. Bo widzisz, to jest właśnie uzależnienie. A od alkoholu jest tym gorsze, że mogłabyś się i na dziesięć lat zamknąć w ciemnicy bez dostępu do procentów, a po wyjściu najprawdopodobniej od razu poszłabyś do monopolowego i miała miesięczny ciąg.
Na pewno zauważenie nałogu i podjęcie decyzji o terapii (nawet jak mówisz, przerywanej) to dobry pierwszy krok. Dlatego idź na tą terapię, zapisz się do grupy AA i pod żadnym pozorem nie przerywaj uczestnictwa, nawet jeśli miną miesiące a ty nie zauważysz efektów. Chodzą tam i niepijący alkoholicy, alkoholicy pijący, którzy chcą przestać i tacy, którzy pić nie przestają ale grupa pozwala im zachować człowieczeństwo, kontaktować się z kimś innym niż kumplami od kieliszka. Nawet jeśli upijasz się w domu, sama (bo właśnie ten typ wśród kobiet jest najczęstszy, tym niebezpieczniejszy bo pozwala długo zachować pozory normalności) to być może wyniesiesz coś ze spotkań.
Offline